Wielopak Weekendowy DCXXI
Reszka
·
18 kwietnia 2015
65 998
205
20
W dzisiejszym odcinku zagoszczą u nas między innymi feministki, złote rybki, farmaceutki, Rosjanie i Pakistańczycy. Będzie się działo...Nalałem do wanny gorącej wody i dolałem mojego ulubionego płynu do kąpieli. Wrzuciłem moje plastikowe kaczuszki. Rozebrałem się do naga i już miałem wskakiwać do kąpieli, kiedy przypomniałem sobie, że jestem w pracy i przyszedłem tu naprawić prysznic...
by Misiek666* * * * *
Stickyrice pisze: Manila to miejsce, którego nikt nie odwiedza dla przyjemności i ja nie jestem wyjątkiem. Lot na wyprawę do Birmy, Tajlandii i Kambodży startował właśnie ze stolicy Filipin i był jedynym powodem, dla którego tam trafiłam. Próbując znaleźć najtańszą opcje przelotu miałam wątpliwą przyjemność spędzić tam jeden nadprogramowy dzień.
Lista atrakcji turystycznych nie zrobiła na mnie wrażenia i nie wzbudziła mojego zainteresowania, dlatego razem z zaprzyjaźnionym wolontariuszem wybraliśmy się na cmentarz. Może wydawać się to dziwnym pomysłem na spacer, jednak legendy o tym co można zobaczyć na manilskich cmentarzach słyszałam już wcześniej. W zamierzchłych czasach, kiedy przygotowywałam się do wyjazdu na Filipiny kupiłam "Eli, Eli", jedyną polską książkę o tym kraju, jaką znalazłam i opowiadała ona właśnie o tych cmentarzach. Pełna była brutalnych i mrocznych historii oraz nieco obrzydliwych zdjęć biedy.
Zanim zacznę opowiadać o Cmentarzu Północnym w Manili, poruszę temat tego co dzieję się na zewnątrz cmentarza, aby uzasadnić moje podejście. Manila, miasto, które nigdy nie śpi, nigdy nie cichnie i nigdy się nie myje. Nie trzeba zaglądać w zaułki, nie potrzeba sekretnych wskazówek ani lokalnego przewodnika, żeby zobaczyć sceny, które utkwią w umyśle na długie lata. Slumsy i kartonowe mieszkanka wylewające się na skrajne pasy szerokich ulic. Ludzie wymieszani z zaświerzbionymi psami, kotami umierającymi z głodu i żebrzącymi, półnagimi dziećmi. Wszystko to tonące w spalinach, smrodzie ścieków i zapachu ulicznego jedzenia.
Scena, którą ja zapamiętam do końca życia, to ta którą zobaczyłam nieopodal wejść do jednej z centralnych stacji metra. Czteropasmowa, zakorkowana ulica z filarami estakady naziemnego metra po środku.
Wszystko się lepi od brudu i potu, a głowa pulsuje nieustannym trąbieniem jeepneyów. Pomiędzy opasłymi, brązowymi kolumnami jest rozłożony kawałek kartonu, a na nim kobieta w brudnym, podartym ubraniu śpi tuląc do siebie dziecko. Są takie poziomy upodlenia człowieka, że zwykłe ludzkie odruchy nie pozwalają zrobić temu zdjęcia.
Jadę naziemnym metrem i oglądam z bezpiecznego, klimatyzowanego wnętrza mijane po drodze slumsy i centra handlowe i nagle zaskoczona zauważam drzewa. Drzewa to nie jest częsty widok w tym mieście, a już z całą pewnością taka ilość kwitnących magnolii nie jest normą. Najpierw myślę, że to luksusowe, zamknięte osiedle, potem przychodzi mi do głowy klasztor, a na końcu zdaję sobie sprawę z tego, że taką ilość krzyży widuje się tylko na cmentarzach. To co widzę z okna jest chińskim cmentarzem.
Przechadzając się szerokimi alejami niezamieszkanej części doceniam ciszę i spokój tego miejsca.
Niemal świeże powietrze i chłodny cień dają niesamowitą ulgę po chaosie przeludnionego miasta. Nagrobki można by śmiało nazwać małymi, pośmiertnymi domkami.
Są murowane, mają okna, ławeczki a czasem nawet schody prowadzące na pięterko.
Nic dziwnego, że na podobnym, katolickim cmentarzu postanowili zamieszkać Filipińczycy. Murowane grobowce dają znacznie lepszą ochronę przed słońcem i tajfunami niż budy z blachy falistej. Nie do przecenienia jest też zamykana krata.
Jak na każdym porządnym, ogrodzonym osiedlu, tak i tutaj są udogodnienia, z których mogą korzystać wszyscy mieszkańcy.
Boisko do koszykówki BilardKaraokePlac zabaw dla dzieci w przedszkolnych kolorach Można tutaj nawet usłyszeć znajomą melodię z dzieciństwa, która wywołuje automatyczną chęć na zjedzenie czegoś zimnego i słodkiego.
Pan lodziarz na tle mauzoleum w kształcie statku To co jednak robi największe wrażenie to wszechobecne dzieci pałętające się pomiędzy nagrobkami, prowokujące do niemal poetyckich przemyśleń na temat życia i śmierci.
Pewnie zastanawiacie się, jak to możliwe, że z natury przesądni Filipińczycy nie bali się osiedlić na cmentarzu. Owszem, mają cały panteon straszydeł,
ale duchów swoich przodków się nie boją. W Święto Wszystkich Zmarłych odwiedzają groby, jedzą na cmentarzu, a czasem zostają na noc, żeby nie wracać do odległych domów. Mieszkańcy cmentarza dbają o nagrobki pod nieobecność krewnych, więc duchy nie mają powodu, żeby ich straszyć.
Poza tym całkiem realne zagrożenia ze strony żywych ludzi wywołują znacznie większy niepokój. To, co najbardziej zaskoczyło mnie w tym miejscu, to normalność, którą tworzą wózek lodziarza, bilard czy rozbrzmiewające karaoke. Dzięki pozorom normalności można przetrwać wszędzie i każde warunki znieść.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą