Nie możesz sobie tak po prostu wziąć Kubusia Puchatka i zrobić z
niego filmu o zwyrodniałych mordercach ze Stupromilowego Lasu!
Przecież postaci te chronione są prawem autorskim! Dobrzy prawnicy
ci nie pomogą. No chyba że minie odpowiednio wiele lat i postać,
którą chcesz sobie bezczelnie przywłaszczyć, zaczęła
funkcjonować jako domena publiczna. Uzależniony od miodowego haju
miś jest tylko jednym niewielkim przykładem.
Całkiem niedawno
słynny gryzoń znany z kreskówek Walta Disneya uwolnił się z
więzów praw autorskich. Czy to znaczy, że teraz jakiś
przedsiębiorczy producent przetworów mięsnych może umieszczać dowolny wizerunek uszatego szczura na opakowaniu swoich paróweczek? No nie
do końca. Mowa bowiem tylko i wyłącznie o postaci z
krótkometrażówki pt. „Steamboat Willie”.
Produkcja ta powstała
w 1928 roku i była pierwszą w historii dźwiękową kreskówką, a
sama mysz przemawiała głosem samego Walta Disneya. Był to też
drugi film, w którym postać Myszki Miki w ogóle się pojawiła. I to
właśnie ten wizerunek animowanego zwierzęcia jest obecnie
publiczną domeną, po którą można sięgać. Ba, pewne osoby już
to nawet zrobiły. Za parę miesięcy premierę mieć będzie
„Mickey's Mouse Trap” – kolejny horror, w którym głównym
złodupcem będzie tytułowy gryzoń.
Jeśli myśleliście,
że postać Tarzana zawsze była ogólnodostępna, to się mylicie.
Prawa do wychowanego wśród szympansów i innych oposów mięśniaka
jeszcze niedawno należały do rodziny Edgara Rice’a Burroughsa –
pisarza, który w 1912 spłodził książkę
„Tarzan wśród małp”.
Publikacja ta spotkała się z tak wielkim zainteresowaniem
czytelników, że w ciągu kolejnych 54 lat autor „nastukał”
prawie dwa tuziny kolejnych powieści, których bohaterem był słynny
dzikus. Oprócz tego szereg innych pisarzy, za zgodą i
błogosławieństwem Burroughsa, kontynuowało tworzenie przygód
bohatera z dżungli. Obecnie jedenaście pierwszych książek o
Tarzanie trafiło do publicznego obiegu, a to oznacza, że każdy
może wziąć się za ich ekranizację.
Mary Shelley
napisała powieść „Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz”
w 1818 roku, więc kiedy 113 lat później wytwórnia Universal
zabrała się za (wcale nie pierwszą – warto odnotować)
ekranizację tej książki, prawa do tej historii od dawna już były
ogólnodostępne.
I nadal są. Chroniony jest natomiast jeden konkretny i bardzo charakterystyczny wizerunek potwora, w
którego rolę wcielił się Boris Karloff. Natomiast znacząco
odbiega on od opisu tej postaci stworzonej przez Shelley. Według
pisarki miał to bowiem być potężny, umięśniony facet o
żółtawej, napiętej skórze, długich, kruczoczarnych włosach i
perliście wręcz białych zębach. Taki też obraz monstrum pojawił
się na ilustracji
w jednym z XIX-wiecznych wydań powieści.
Ciekawostka – w
przynajmniej jednej ekranizacji książki potwór doktora
Frankensteina bliski był właśnie oryginalnemu opisowi!
Podobno szefostwo z
Universal bardzo dba o to, aby inni filmowcy nie kopiowali imidżu
bohatera z ich ekranizacji. Dlatego też np. w serii horrorów, które
wyszły spod skrzydła wytwórni Hammer, monstrum było mniej lub bardziej
modyfikowane. A tymczasem w 2027 roku do domeny publicznej wejdzie
wizerunek najbardziej znanego monstrum i każdy będzie mógł
wytrzeć sobie mordę potworem Karloffa.
Pomysłodawcą
historii o wielkiej małpie był podpułkownik Merian C. Cooper –
pilot Wojska Polskiego i organizator Eskadry Kościuszkowskiej. To
on, zainspirowany życiem goryli, napisał scenariusz do filmu o
wielkiej, włochatej bestii. Cooper zrezygnował jednak z przyjęcia gaży
za swój pomysł, współprodukcję oraz pomoc w reżyserii. W zamian
domagał się zachowania praw do postaci King Konga oraz
zlecił
napisanie książki na podstawie kinowej produkcji. Oczywiście
wytwórnia filmowa RKO, z którą zawarł taki układ, znalazła sposób na obejście umowy i powstawać
zaczęły kolejne filmy o tytułowej małpie.
Po jakimś czasie prawa
do tych produkcji zostały ustnie przekazane Universal Pictures. Cooper
przez lata walczył o rekompensatę za poniesione straty. Ostatecznie, krótko po głośnym remake’u „King Konga” z 1976 roku, sąd
orzekł, że przez dziesięciolecia pomysłodawca filmowej historii
był, delikatnie mówiąc, „dymany” i że w związku z tym
Cooperowi należała się sowita finansowa rekompensata.
Jednocześnie jednak uznano, że książka na podstawie scenariusza
przechodzi do domeny publicznej.
Również i
napompowany syntholem bywalec portowych domów rozpusty nie jest już
chroniony prawami autorskimi. Porywczy marynarz został stworzony w
1929 roku przez Elziego Crislera Segara. W 2008 roku Popeye wszedł
już do listy publicznych domen, ponieważ minęło 70 lat od śmierci
Segara. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że o ile sama postać jest dziełem tylko i wyłącznie wspomnianego rysownika, to już np. komiksy czy filmy
animowane często powstawały przy udziale również innych twórców,
więc ostatecznie wykorzystać można jedynie te prace,
których jedynym autorem był Segar.
Ale jak to? Agent
Jej Królewskiej Mości jest wolny i jak sobie tego zażyczy, to może
nawet i stać się bohaterem koślawej produkcji Patryka Vegi? Na
szczęście nie. Przede wszystkim do domeny publicznej wszedł
książkowy odpowiednik agenta 007,
ale tylko i wyłącznie… w
Kanadzie! To oznacza, że Kanadyjczycy mogą sobie do woli korzystać
z bondowskiej twórczości Iana Fleminga, pod warunkiem, że nie
zostanie wykorzystany ani wizerunek, ani żaden rekwizyt znany z
filmowej serii o przygodach szarmanckiego szpiega.
Od stycznia 2023 roku
prawem autorskim nie jest już chroniony najsłynniejszy detektyw w
historii. I nie, nie mówimy o Krzysztofie „Cegle” Rutkowskim,
ale o Sherlocku Holmesie. A to dlatego, że od publikacji „Księgi
przypadków Sherlocka Holmesa” – ostatniego traktującego o tej
postaci zbioru opowiadań autorstwa Arthura Conna Doyle’a – minęło
95 lat.
Więcej swobody mają teraz nie tylko filmowcy, ale także i
pisarze, którzy mogą uczynić z legendarnego detektywa bohatera
powieści erotycznej czy – dajmy na to – książki kucharskiej o
potrawach z kaczki. Jeszcze parę lat temu przy okazji premiery
„Enoli Holmes”, gdzie pojawia się bohater powieści Doyle’a, głośno było o sądowym pozwie wytoczonym przez spadkobierców praw
do postaci Sherlocka. Zarzucali oni twórcom filmu, że
przedstawili
oni Holmesa jako życzliwego, przyjaznego mężczyznę okazującego
szacunek przedstawicielkom płci pięknej, podczas gdy taka, mocno ugrzeczniona, wersja
detektywa pojawiła się dopiero w późniejszych dziełach Doyle’a.
Wcześniej postać ta była raczej dość szorstka i wyniosła. No i
nie stroniła od narkotyków. Szczególnie zaś – od morfiny. Pozew
ostatecznie został odrzucony. Obecnie nigdy by do tej
sytuacji nie doszło, nawet gdyby ktoś wykorzystał Holmesa w
reklamie czopków na hemoroidy.
Źródła:
1,
2,
3,
4,
5,
6,
7,
8,
9,
10,
11
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą