Dziś wybierzemy się na sympatyczną wycieczkę do Disneylandu, przyjrzymy się aktywistom protestującym pod popularnym fast foodem oraz podejrzymy mistrza Warhola podczas aktu tworzenia...
Nikt nie twierdzi, że wszystko, co było kiedyś, było lepsze. Nie da się powstrzymać zmian społecznych, ale niektóre ze starych norm powinny zostać przywrócone.
Czasem pochodzenie popularnych przedmiotów, o które potykamy się w naszych domostwach, może nas zaskoczyć – doszedłem do tego wniosku podczas głębokiej zadumy nad oceanicznymi muszelkami ozdabiającymi pamiątkowy, góralski kapelusz z Zakopanego. A tak w ogóle, to czemu właściwie skarbonka, z której zniknęły moje pieniądze z komunii, ma kształt spasionego wieprza?
#1. Skąd u górali te cholerne muszelki?
Oscypki, ciupagi,
kierpce, torturowanie koni pod Morskim Okiem, kasowanie 15 zł za
możliwość skorzystania z toalety na Krupówkach… – są rzeczy,
które zawsze będą nam się kojarzyć z polskimi góralami. Nikt
nam jednak nie wmówi, że charakterystyczne muszelki będące
istotnym elementem tradycyjnego bacowego wizerunku są regularnie
poławiane z górskich stawów.
Nie trzeba być jakimś specjalnym
znawcą wodnego życia, aby zorientować się, że mowa tu o
stworzeniach, które nawet nie występują w Polsce. Monetaria
moneta, znana też jako kauri, jest bowiem ślimakiem, który bardzo
licznie (szacuje się, że populacja tego żyjątka wynosi setki
miliardów osobników) żyje sobie w Oceanie Indyjskim i
zachodnio-środkowej części Pacyfiku. Kiedyś Chińczycy i
Japończycy używali tych muszelek jako środka płatniczego, a
Holendrzy kupowali za te muszelki niewolników w Afryce, których to
następnie sprzedawali amerykańskim potentatom rolnym.
Skąd jednak
popularność kauri wśród naszych górali? Wyjaśnienie jest
banalne – muszelki te trafiły na Podhale jako właśnie jeden ze
środków płatniczych stosowanych na szlaku handlowym łączącym
państwa basenu Morza Śródziemnego oraz tereny leżące na południowym
wybrzeżu Morza Bałtyckiego. Podobno w Turcji był spory popyt na
góralski len, służący do produkcji żagli. Wymieniano go więc na
kauri, które to muszelki góralom bardzo przypadły do gustu.
#2. Po grzyba komu
bujany fotel?
Tak na logikę –
jaką praktyczną funkcję ma zastosowanie w krześle
charakterystycznej, półokrągłej podstawy? Bujający się mebel może i zajmuje dużo miejsca, ale przynajmniej jest absolutnie
nieprzydatny. A i tak wszyscy chyba lubimy pogibać się na takim
siedzeniu, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. W praktyce to
osobliwe połączenie kołyski z krzesłem powstało z myślą o
żłobkach. Miało to ułatwiać usypianie małych dzieci, które z
natury lubią być przecież bujane. Szybko jednak frajdę z używania
tego wynalazku odkryli dorośli i w połowie XVIII wieku takie właśnie
wiklinowe fotele stały się szalenie modne w Ameryce, gdzie na
zamówienie wykonywano je dla bogatych posiadaczy tamtejszych
hacjend.
#3. Śpiwory –
popularność z przypadku?
Okazuje się, że
śpiwór to wynalazek znacznie młodszy, niż mogłoby się wydawać.
W 1897 roku projekt pierwszego, nowoczesnego worka do spania stworzył
i opatentował walijski przedsiębiorca sir Pryce Pryce-Jones,
który to w historii bardziej zapisał się jako założyciel
pierwszej na świecie firmy zajmującej się sprzedażą wysyłkową.
Śpiwór był niczym innym jak ciepłym kocem z bocznym zapięciem.
Właściwości termiczne takiego rozwiązania szybko zwróciły uwagę
armii brytyjskiej oraz rosyjskiej. Ta ostatnia złożyła nawet
zamówienie na 60 tysięcy sztuk śpiworów. Klient ten jednak w
ostatniej chwili zmienił nieco swoje zlecenie i pan Pryce-Jones
został z 17 000 sztukami niesprzedanego towaru. Szybko więc zaczął
promować swój produkt jako tańszą i cieplejszą alternatywę dla
kołder.
Pomysł ten był strzałem w dziesiątkę, bo już pod
koniec XIX wieku przedsiębiorca wysłał swoje śpiwory do klientów
na całym świecie, a ogromną popularnością cieszyły się one
m.in. wśród afrykańskich misjonarzy, traperów oraz członków
pionierskich ekspedycji do australijskich buszów.
#4. Baterie „paluszki” są znacznie starsze, niż myślisz
Małe ogniwa
zasilające równie niewielkie urządzenia elektryczne są z nami już
od prawie 130 lat. Pierwszą komercyjną, przeznaczoną do
użytku domowego, baterię wprowadziła firma Energizer w 1896 roku.
I wcale nie było to maleńkie ustrojstwo, które zazwyczaj
umieszczamy w pilotach od telewizora. Przeznaczone do zasilania
telefonów „maleństwo” ważyło bowiem 1,5 kg! Ta sama firma 15 lat
później zawojowała rynek bateryjkami AA. Tzw. „paluszki” stały
się standardem i większość urządzeń elektrycznych zasilanych
bateriami konstruowanych było z myślą o tym właśnie rodzaju
cylindrycznych ogniw.
#5. Świnka skarbonka
to efekt „przejęzyczenia”?
Trzymanie ciężko
uciułanych oszczędności w skarpetkach, słoikach, skrzynkach czy
innych pojemnikach ma tradycję prawdopodobnie równie długą co
istnienie pieniędzy. Czemu jednak mielibyśmy chować hajs do
glinianego naczynia w kształcie wieprza, który to przedstawiciel
szanownej chlewnej trzody zdecydowanie przecież nie kojarzy się z
zamożnością? Ano to zasługa… ewolucji języka angielskiego. W
średniowieczu specjalne ceramiczne pojemniki stworzone z myślą o
ukrywaniu wewnątrz nich kasy nazywane były „pygg”. Z czasem
wymowa tego wyrazu stawała się coraz bardziej zbliżona do słowa
„pig”, oznaczającego świnię. Jakoś w okolicach XIX wieku
jakiś pomysłowy garncarz zaczął produkować naczynia w kształcie
prosiaków. Miał to być rodzaj żartu, a szybko okazało się, że
taki produkt zyskał ogromną popularność, szczególnie wśród
dzieci.
Pierwotnie skarbonki nie miały dodatkowego otworu służącego
do wyjmowania pieniędzy ze środka, więc świnka zazwyczaj kończyła
swój żywot po uderzeniu młotka. Stąd też i powiedzenie, które
dotarło do nas z języka angielskiego – „rozbić bank”.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą