Kiedyś nazwiska tych pierwszoligowych aktorów gwarantowały, że
filmy z ich udziałem zarobią gruby hajs, a rumieńce na policzkach
fanów utrzymywać będą się długo po kinowym seansie. Niestety - dzisiaj, po kilku dekadach od wielkich triumfów tych hollywoodzkich
gwiazd, artyści ci desperacko usiłują kontynuować swoją karierę
występując w dość czerstwych produkcjach przeznaczonych na rynek
DVD.Oto kilka filmowych legend, które częściej spotkasz w
supermarketowym koszu z przecenionymi płytami niż w na kinowym
ekranie.
#1. Bruce Willis
Zanim Willis w 1988
roku wszedł w buty Johna McClane’a, nikt nie potrafił sobie
wyobrazić, aby ten urodzony w Niemczech, telewizyjny śmieszek mógł
być utożsamiany z gwiazdorem kina akcji. Warto tu dodać, że za
swoją rolę w tym filmie Bruce zgarnął zawrotną, jak na tamte
czasy, sumę 5 milionów dolarów i szybko stał się ikoną
„męskiego” kina, w których bohaterowie śmierdzą potem i
fajkami oraz spuszczają okazjonalny łomot watahom wściekłych pokurwieńców.
Można odnieść
wrażenie, że gdzieś na początku drugiej dekady XXI wieku,
Willis
przestał się starać.
Rynek zalewany jest bowiem B-klasowymi
produkcjami, w których gwiazdor pokazuje się na nie dłużej niż
15 minut (zazwyczaj jako wypalony, emerytowany gliniarz albo równie wypalony szef
mafii) i zgania hajs za swój wizerunek na pudełku z płytą DVD.
Większość tych filmów pochodzi z wytwórni Emmett/Furla Oasis
Films, z którą najwyraźniej gwiazdor „Ze śmiercią jej do
twarzy” ma jakąś umowę.
Warto tu jednak
nadmienić, że dawna ikona kina akcji nadal całkiem nieźle się
ceni. Ostatnio można go było zobaczyć w pewnej rosyjskiej
reklamie. W reklamie, w której tak naprawdę nie zagrał - warto
dodać. Do „stworzenia” Willisa wykorzystano technologię deep
fake, a aktor zainkasował 1-2 miliony dolarów nie
wkładając w ten projekt nawet cienia wysiłku.
#2. Nicolas Cage
W 2012 roku Cage
został zmuszony do zapłacenia 13 milionów dolarów podatku. Ten fakt
wystarczy, aby zrozumieć czemu w ostatnich latach aktor
wystąpił w tak dużej liczbie dzieł, które ewidentnie nie należą do perełek kina. Warto odnotować, że
artysta, który ma na swoim koncie dwa Oscary, jest też laureatem aż
5 Złotych Malin.
Niestety większość produkcji, w których
gwiazdor „Zostawić Las Vegas” wystąpił w ciągu ostatniej
dekady to koszmarki, które zgarniają kilkuprocentową liczbę
pozytywnych opinii na Rotten Tomatoes. I chociaż mówimy o filmach,
które spokojnie można by nazwać mianem gniotów, to czasem miło
popatrzeć na słynne, przesadnie ekspresyjne, popisy Cage’a, z
których artysta ten zrobił swój „znak firmowy”. Miło jest też
patrzeć, jak w ostatnich latach artysta powstaje niczym feniks z
popiołów i
zaczyna angażować się w naprawdę intrygujące, mocno
ekscentryczne, projekty
(„Mandy”, „Colour out of Space”, a
ostatnio „Pig”), więc może jeszcze nie wszystko stracone!
#3. Wesley Snipes
Był czas, kiedy
Wesley Snipes rządził jako bohater kina akcji („Pasażer 57”),
zły do szpiku kości bandyta („Człowiek demolka”), aktor
komediowy („Biali ludzie nie potrafią skakać”) oraz obeznany w
sztukach walk, niezłomny pogromca wampirów („Blade”).
Po serii
dobrych wyborów artystycznych, aktor od 2004 roku zaczął grywać w
produkcjach coraz marniejszej jakości, zazwyczaj skierowanych na
domowe ekrany. Najwyraźniej złe decyzje dotyczyły również
zarządzania zarobionymi pieniędzmi, bo w grudniu 2010 roku upadły
gwiazdor trafił do pierdla za uchylanie się od płacenia podatków
federalnych. Za kratkami spędził dwa i pół roku, a po wyjściu na
wolność wrócił do aktorstwa i
ewidentnie próbuje odzyskać
utraconą reputację
. Trzeba przyznać, że obecnie jego wybory zawodowe są znacznie lepsze niż w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Miejmy więc nadzieję, że Snipes jeszcze nie raz miło nas
zaskoczy.
#4. Cuba Gooding Jr.
Swoją karierę Cuba
Gooding Jr. zaczął jako chłopak siedzący na fryzjerskim fotelu w
filmie „Książę w Nowym Jorku”. I chociaż nie popisał się
wówczas swoim talentem, już trzy lata później zagrał jedną z
głównych ról w kultowych „Chłopakach z sąsiedztwa”, a w 1996
roku zgarnął Oscara za drugoplanową rolę ambitnego futbolisty w „Jerry Maguire”.
Wydawać by się mogło, że po
występie w tej produkcji oraz kilku innych, kasowych hitach, w
których Gooding Jr. miał okazję udowodnić, że jest naprawdę
znakomitym aktorem, artysta długo utrzyma się na szczycie listy
największych, hollywoodzkich gwiazd. Tak jednak się nie stało –
aktor zaczął sukcesywnie odmawiać udziału w projektach, które
mogłyby mu w tym pomóc.
Mimo rad swojego ówczesnego agenta, Cuba
zrezygnował z roli w obsypanymi Oscarami „Amistad” i „Hotelu
Ruandzie”.
Nie miał za to nic
przeciwko angażowaniu się w mocno ryzykowne przedsięwzięcia,
które często okazywały się klapami zarówno finansowymi, jak i
artystycznymi. Ostatecznie pierwszoligowy gwiazdor wylądował na
najniższych półkach działu z filmami w sieci sklepów Wallmart.
#5. Demi Moore
W latach 80. i 90.
Moore była jedną z najpopularniejszych i najlepiej zarabiających
artystek w Hollywood, a jej występy w takich filmach, jak „Uwierz
w ducha” czy „Szkarłatna litera” udowodniły, że aktorka jest
nie tylko piękną kobietą, ale przede wszystkim – posiada
naprawdę wielki talent. Któż mógł się spodziewać, że rola,
dla której Demi wylewała z siebie litry potu w siłowni,
okaże się
dla niej początkiem końca jej kariery?
„Striptiz”, w którym to
Moore wcieliła się w postać agentki FBI, która zmuszona zostaje
do podjęcia pracy jako striptizerka, do dziś wymieniany jest na
czołowych pozycjach najbardziej kaszaniastych produkcji w historii
kina. Na domiar złego artystka, z całą pewnością licząc na
powrót do łask, krótko potem zagrała tytułową bohaterkę w
„G.I. Jane” Ridleya Scotta. Film ten poniósł komercyjną
klęskę. Od tego momentu próżno szukać Moore w kinowych
blockbusterach, co oczywiście nie znaczy, że ta utalentowana
artystka odwiesiła swoją karierę na kołek. Po prostu –
większość jej ostatnich występów dotyczy znacznie skromniejszych
projektów.
#6. Steven Seagal
No, dobra – na tle
wymienionych tu aktorów, aktorski talent Seagala zdaje się w ogóle
nie istnieć. Nie zmienia to faktu, że nikt nigdy nie wymagał od
tego mistrza aikido oscarowych popisów przed
kamerą. Przede wszystkim miał się on dobrze prezentować i robić
to, co wychodziło mu zawsze najlepiej –
z lekkością koliberka
zabijać ekranowych złoczyńców.
Patrząc na dzisiejszą formę
oraz kształt tej przebrzmiałej ikony kina akcji, aż trudno
uwierzyć, że to ten sam gość, który z gracją łamał bandziorom
kręgosłupy w „Liberatorze”, albo dokonał swoistego
„przesłuchania” bandy barowych oprychów w „Szukając
sprawiedliwości”. No, sami zresztą zobaczcie:
Wielka szkoda, że
dziś nie ma już śladu po tym charyzmatycznym, wysportowanym
mężczyźnie, a jego nazwiskiem posługuje się mocno otyły facet,
który
obecnie występuje w produkowanych taśmowo kaszankach
skierowanych na rynek DVD.
W większości tych dziełek aktor gra
tego samego bohatera – tajemniczego i pozbawionego emocji (ta
brew…) typa o mrocznej przeszłości, który usiłuje zemścić się
za wyrządzone mu krzywdy. Wierzcie lub nie, ale w tej metodzie kryje
się przepis na sukces, bo ze sprzedaży nośników z filmami,
okrągły niczym dorodny arbuz, Seagal zarobił już grube (hehe...) milionów dolarów.
A tak przy okazji - zauważyliście, że Seagal na każdym zdjęciu z okładki pudełka DVD trzyma w garści jakiegoś gnata?
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą