Często bywa tak, że tego, co najciekawsze, nie widać na ekranie, kiedy film jest już ukończony. Pozostają więc smaczki z opowieści tych, którzy przy produkcji byli. I widzieli…
#1. Aresztowanie słupa
W różnych krajach inaczej wygląda traktowanie „zwykłych” obywateli i tych „niezwykłych”, pojawiających się na pierwszych stronach gazet. W Japonii na przykład nikomu nawet nie przyszłoby do głowy zamykać ulic czy dzielnic tylko po to, aby można było nakręcić sceny do filmu. Wszystko to odbywa się – jak by to ująć – nielegalnie. I tak samo było w przypadku Szybkich i Wściekłych: Tokio Drift. Po czasie reżyser filmu, Justin Lin, wyznał, że wytwórnia była przygotowana na konflikty z prawem. I nawet wynajęła osobę, która w odpowiednim momencie poda się za reżysera, by zamiast niego spędzić noc w areszcie za złamanie porządku publicznego. Każdy wykonał swoją pracę – a Tokio Drift w 2006 r. wjechał na ekrany.
Zwykle to reżyser ma ostatnie słowo przy kręceniu filmu. Zdarza się jednak, że aktor się uprze i wówczas… można albo wywalić aktora na zbity pysk, albo dać mu nauczkę. W filmie Uwolnienie z 1972 roku Burt Reynolds wpada do wodospadu. Dosłownie Burt Reynolds. Reżyser chciał zaangażować kaskadera, na co Reynolds uparł się, że kaskader nie jest potrzebny, bo on w scenie wystąpi sam. Wtedy reżyser próbował przekonać aktora, że wystarczy manekin. Reynolds wiedział jednak lepiej. I skoczył… Zrobił sobie krzywdę, zamiast w wodospadzie, wylądował w szpitalu. Gdy już odzyskał przytomność, zapytał reżysera, jak to wyglądało. „Dokładnie jak manekin wpadający do wody”, padła odpowiedź.
Wszystkim miłośnikom Gwiezdnych Wojen doskonale znana jest postać wielkiego moffa Tarkina, imperialnego dostojnika, dowódcy pierwszej Gwiazdy Śmierci. W Nowej Nadziei w postać Tarkina wcielał się Peter Cushing, który… nie był szczególnie zachwycony ze swojego stroju. Wszystko przez wyjątkowo niewygodne, boleśnie obcierające buty. Kiedy więc tylko scena na to pozwalała i Tarkin nie był pokazywany od stóp do głów, na planie występował w wygodnych kapciach. Innymi słowy – wielki moff Tarkin niszczył Alderaan w kapciach… A Wy co zrobiliście przed śniadaniem?
Candyman uznany został za najlepszy horror 1992 roku, co powinno chyba oznaczać, że nawet, nawet się udał. Zdania są podzielone. Ale zostawmy ocenę krytykom i miłośnikom gatunku, by skupić się na ciekawym zapisie w kontakcie Tony’ego Todda, odtwórcy tytułowej roli. Wynegocjował on bowiem dodatkowe 1000 dolarów za każdy raz, kiedy podczas kręcenia filmu… użądli go pszczoła. Sumaryczna premia za poświęcenie wyniosła 23 tys. dolarów, które – zgodnie z umową – zostały wypłacone. Nie była to zresztą jedyna dziwna sytuacja na planie Candymana. Reżyser wspominał m.in. również wykorzystanie hipnozy, by jedna z aktorek wypadła bardziej przekonująco.
Zainwestować 15 tysięcy i zarobić w zamian 194 miliony? Brzmi równie dobrze co… mało realistycznie. Jeśli więc ktoś będzie proponował Wam taki układ, zachowajcie ostrożność. Chyba że będzie to jakiś nieszczęsny nigeryjski książę albo… reżyser Paranormal Activity. Kiedy w 2007 roku kończono produkcję filmu, zanosiło się na spektakularną klapę, tym bardziej że publiczność opuszczała kina jeszcze w trakcie seansów. Wydawało się, że to przez to, jak zły jest ten stylizowany na paradokument horror. Dopiero z czasem okazało się, że publiczność wychodziła… zmienić spodnie, bo film był aż tak przekonujący. Paranormal activity pozostaje jednym z najbardziej kasowych filmów w historii – oraz przykładem tego, jak naprawdę opłacalnie zainwestować.
Co w przypadku Dirty Dancing jest najgorsze, trudno powiedzieć – najprawdopodobniej tłumaczenie tytułu na język polski, ale znalazłoby się swobodnie jeszcze kilka(dziesiąt) rzeczy, nad którymi można by debatować. I żadna z nich nie zmienia faktu, że film okazał się wielkim sukcesem – i pierwszym w dziejach, który na kasetach VHS sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy! Nic, absolutnie nic na to nie wskazywało. Publiczność podczas projekcji testowych była nim zdegustowana do tego stopnia, iż producent doszedł do wniosku, że lepiej byłoby spalić wszystkie taśmy i wziąć chociaż pieniądze z ubezpieczenia. Nie zrobił tego – i dobrze. Bo niezależnie od tego, jakie mieć zdanie o Dirty Dancing, to obiektywnie przyznać trzeba, że to jeden z najgłośniejszych filmów w historii kina.
Nadawanie postaciom, ale i produktom nazw własnych bywa ryzykowne. Honda chciała, by model znany u nas jako Jazz sprzedawany był jako Fitta, co w Skandynawii oznacza… żeńskie organy płciowe. Mitsubishi Pajero przemianowane na Montero w krajach hiszpańskojęzycznych to klasyka gatunku. Wydawałoby się jednak, że podobne ryzyko nie spotka bajek dla dzieci. A jednak – i to zupełnie niedawno. Kiedy na ekranach całego świata debiutowała Moana, we Włoszech dziewczynka została Oceanią. Wtf, rzekłby poliglota. W sumie to nic zdrożnego. Chodziło tylko o to, by postać z bajki nie myliła się ludziom z… włoską gwiazdą porno, która już wcześniej wybrała sobie ten pseudonim. Pewnie nie można było spodziewać się takiego przypadku, ale z drugiej strony wpisanie nazwy do wyszukiwarki nie zajmuje dużo czasu.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą