Szukaj Pokaż menu

Kolekcja intrygujących map CLXIII - kto z NATO chciałby nam pomóc, gdyby zaatakowała nas Rosja

71 469  
216   68  
Dziś w Mapach m.in. świat w czasach ukrzyżowania Jezusa, mapa galaktyki z Gwiezdnych wojen, transport niewolników z Afryki na przestrzeni wieków oraz krótka lekcja europejskich wulgaryzmów.

#1. Tereny oderwane od państw Europy Wschodniej za sprawą Rosji


6 dziwnych świąt, które wymknęły się wszelkim schematom

108 220  
165   11  
Mówi się, że nasze święta są smutne, a jedyne, co obchodzimy, to rocznice mniej lub bardziej spektakularnych militarnych porażek. Być może coś w tym jest. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę poniższe święta, które zdecydowanie wykraczają poza znane nam schematy i standardy. Oto co jeszcze można świętować!

Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy I

228 242  
669   83  
Jeśli nie jesteś budowlańcem i kochasz swoją pracę, to nie czytaj tych autentyków. Istnieje bowiem bardzo duże prawdopodobieństwo, że po przeczytaniu zechcesz zostać kierownikiem budowy.

Budowa mostku w jednej pipidówie. Stary most wysadzony dynamitem, przez rzeczkę przerzucona prowizorka dla pieszych. Na kładce stoi kierownik budowy (to ja) wk***ony do łez z jakiegoś powodu, którego nie pamiętam. Koniec szychty, do pracy przychodzi stróżka - nudna baba cierpiąca na nieuleczalne rozwolnienie werbalne. Podchodzi do mnie i jak zwykle nawija a ja jak zwykle kombinuję jak ją zbyć. Dialog (w oryginale po śląsku):

- He kierowniku a ja jeszcze pamiętam jak ta rzeczka była czysta i żyły w niej bobry i ryby i raki ale wie kierownik to było bardzo dawno jak jeszcze byłam mała...

Ja jej wchodzę w słowo i odpalam:

- Tiaa a jeszcze dawniej to po tych łąkach biegały dinozaury!!

Ona zamilkła, patrzy na mnie i mówi:

- A tego to prawie nie pamiętam, bo wie pan, ja wcześniej to mieszkałam w sąsiedniej wsi...

* * * * *

Ej z tymi stróżami na budowie to ja miałem. Jeden z nich (robotnicy nazywali go Skunks, zgadnijcie czemu) miał zwyczaj w nocy podkradać im cukier i kawę ze słoików. Pewnego razu - godzina siedemnasta a jego nie ma. Zadzwoniłem po zmiennika - przyszedł, a brygada do domu. Drugiego dnia to samo - Skunksa nie ma w pracy, zmiennik przyszedł a brygada do domu. Trzeciego dnia pod szychtę już się lekko zapieniłem i zajechałem do niego do domu. Otwiera mi żona (Skunksowa... słowo... Od razu poznałem...). Pytam co z nim a ona mówi:
- Panie on już trzi dni mo taki drapszajs że mu za pierona nie pozwola z kibla wstować bo zaroz mom brunotne szlajfy na zolu...*

No cóż, człowiek chory - trudno. Jadę z powrotem na budowę a moje chłopki rotflują na podłodze w pakamerze.

- Co jest k***a pytam grzecznie.

Dopiero po tygodniu mi powiedzieli, że do cukru który Skunks kradł w nocy spawacze dosypali boraksu w stosunku 1:1...


*Panie on już od trzech dni ma takie rozwolnienie, że nie pozwalam mu za nic wstawać z toalety bo od razu mam na podłodze brązowe smugi.

* * * * *
A na jedną budowę przypałętał się do nas pies - mały pokraczny pokurcz. Moje Czerwone Brygady nazwały go Łachudra. Cieśla zrobił Łachowi budę ze sklejki pod pakamerą, dostał miskę i obrożę ze sznurka i wszystko byłoby słodko, gdyby nie to, że Łachu był straszliwą fleją i nie mógł się nauczyć srać w jednym miejscu.
Stróżem na budowie był mały długowłosy gnom bez zębów, którego nazywali Renegat, bo zawsze na szychtę przyjeżdżał na Komarku.

Renegat miał obowiązek w ciągu nocy robić obchód placu i z reguły to czynił, a dowodem były kaktusy Łachudry, które rano ostentacyjnie i z niemym protestem na twarzy zdzierał z butów.
Pewnego ranka przyjeżdżam na budowę, a tu w misce Łacha leży wielka, tłusta i na oko świeża wędzona makrela. Co jest kurde, myślę - dostawać dostawał ale z reguły jakieś resztki ze śniadania. Kto mu to dał? Chyba nie Renegat, bo go nie cierpiał.
Renegat podchodzi, zadowolony z siebie, i mówi:

- Jo mu to doł! Czytołech, że w rybach je fosfor i żech se pomyśloł, że jak sie pieron ryba zje to mono te gówna bydom w nocy trocha świecić...

* * * * *
Roboty rozbiórkowe na moście siarczystą zimą. Czerwone Brygady czasowo w niebieskich kufajach i uszankach, kują beton młotami pneumatycznymi. W zimie wilgoć zawarta w sprężonym powietrzu zamarza i młoty, jak to się mówi, "nie pierą".
Rada na to jest prosta - nie żadne smarownice czy inne tam magiczne wynalazki, tylko po prostu odkręca się wąż powietrzny i wlewa do młota trochę denaturatu - i po 5 minutach można normalnie pracować dalej. Metoda dobra, a że trochę śmierdziało, to już trudno. Podobno od smrodu jeszcze nikt nie umarł hiehie. Ale waliło od nas na całą wieś..
Obok budowy był sklep. Codziennie rano chodziłem tam - czasem jeszcze przed otwarciem, od tyłu - i kupowałem pięć - sześć flaszek denaturatu. Pewnego razu właściciel sklepu - zamiast, jak zwykle podać mi butelki, skasować forsę i schować się do ciepłego - wciągnął mnie do środka i powiada:

- Chopie jak wos na tyj budowie nie styko na gorzołka, to jo wom dom na krecha, ino nie pijcie mi tego...

* * * * *

Pewnego razu niewielka lokalna powódź zalała nam plac budowy. Zaalarmowali mnie, przyjechałem w niedzielę po południu razem z częścią Czerwonych Brygad, żeby jeszcze coś próbować uratować. Kierowcy kazałem wrzucić na Stara lekką łódkę z laminatu, która doraźnie służyła jako piaskownica wnukom brygadzisty, do tego wiosła, kamizelki i takie tam.
Plac znajdował się za wałem, w takim jakby zakolu bez odpływu, przy samej rzece, tak że fale nie szły już i woda była spokojna. Plac był zalany do poziomu gdzieś półtora metra - metr sześćdziesiąt. Pływamy łódką, łowimy co się da - jakieś kantówki, bale, puste i pełne beczki - wszystko, czego jeszcze woda nie zabrała, i holujemy to na suche. Jedni łowią, drudzy ładują na samochód, i tak na zmiany. Kierownik też dla kondycji postanowił se powiosłować.
Zeszło nam parę ładnych godzin i zaczynało zmierzchać. W łódce płynąłem z niejakim Gutkiem - ja wiosłowałem, a on trzymał towar na linie. Naraz Gutek strzelił karpia, otwarł oczy tak, że mu mało nie wypadły, podniósł drżącą rękę i pokazywał na coś za moimi plecami, mówiąc:

- Dydydydydydydydy.............

a blady był jak śmierć na urlopie.
Odwróciłem się i też się przestraszyłem - na powierzchni wody poruszała się ludzka głowa...

Po dłuższych oględzinach pokazało się, że głowa porusza się mniej więcej pionowo. Postanowiłem podpłynąć i obadać zjawisko, nie zważając na protesty Gutka, który klekotał zębami jęcząc "Zzzzzzzzzooommmmmmmbiiiiiiii..."

Okazało się, że to stróż szedł do pracy... Nawalony w drebiezgi... Nawet nie zauważył, że wlazł po szyję w wodę...

A na dodatek za kierownicę prowadził rower.


Autorem wszystkich powyższych jest lansky. Gratulujemy, dziękujemy, zazdrościmy, tęsknimy i chcemy więcej!

c.d.n. :)

I ciąg dalszy nastąpił...

Tutaj znajdziesz całą serię "Wspomnienia kierownika wesołej budowy"

(Update 07.10.2008) Dowiedzieliśmy się, że autora poniższych opowieści nie ma już wśród nas. NaJM znany jako Lansky, przez wiele tygodni rozbawiał nas do łez m.in. opowieściami ze swojej pracy. Powspominajmy go...
669
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu 6 dziwnych świąt, które wymknęły się wszelkim schematom
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Kiedy wychodzisz za mąż po 30. – Demotywatory
Przejdź do artykułu Wielka księga zabaw traumatycznych V
Przejdź do artykułu Perfidny trolling komputerowy
Przejdź do artykułu Rodzynki (z) wykładowców - Ślązacy atakują
Przejdź do artykułu Mistrzowie Internetu – Aktywiszcze u lekarza
Przejdź do artykułu Autentyki LXXV - Kup wino, zrobię sałatkę, zjesz...
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu 15 najdzikszych newsów tygodnia – piersi, które zszokowały Internet
Przejdź do artykułu Wielka księga zabaw traumatycznych IV

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą