Dziś o sprzedaży lampki, subtelnej różnicy, Gwiezdnych Wojnach i pięknej Lei na imprezie oraz o pewnej parze w tramwaju.
CUDOWNA LAMPKADla przypomnienia dodam, że pracuję w markecie budowlanym na P, co to kolory dzieli z tymi na C (tym razem jednak nie o tym będzie).
Akurat mamy nową promocję, lampy, żarówki, szmery bajery. Czasem, jak to z klientami bywa, trafiają się osobniki kompletnie zdziwione podstawowymi prawidłami tego świata. Było tak i tym razem.
[K] - Poprosimy tę lampę stojącą z gazetki.
[Ja] - Proszę zaczekać, przyniosę i zobaczymy czy klosze nie są uszkodzone.
[K] (do swojego [M]ęża, kiedy odchodziłem) - Ciekawe jak ją zmieścimy do auta?
Podchodzę z pudełkiem, które wskazuje raczej na lampkę stołową, taką malutką i już mam sprawdzać te nieszczęsne klosze, ale słyszę:
[K] - Taka mała, czy Pan na pewno przyniósł wszystko.
[Ja] - Tak. To jest komplet.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą