Po prostu piękne i bajkowe jednocześnie zdjęcia gościa, który ukradł księżyc.
Zapewne niektórzy z was słyszeli o takich delikatesach na rynku win jak Czar Pegieeru, Sperma Szatana czy, z nieco wyższej półki, Chateau de Patyk. Entuzjastom proponujemy dziś nowozelandzką Purpurową Śmierć. Być może nazwa wiele nie mówi, ale opis... to już wyższa szkoła picia.
Niespotykanie cierpkie wino, posiadające charakterystyczny bukiet smakowy końskiego łajna i starych biletów tramwajowych. Najlepiej pić je z zaciśniętymi zębami, aby zapobiec spożyciu jakichkolwiek ciał obcych.
Koneserzy delektować się będą delikatnie kwasowym posmakiem starych herbacianych fusów i przypalonego kociego futra. Posiadacze wyszukanego smaku podziwiać będą początkowe natarcie na kubki smakowe, pochodzące z ostrożnego i pełnego miłości połączenia zwierzęcego nawozu i przegniłych podpasek mosznowych, przesączonych przez starą górniczą skarpetę.
Dojrzewanie w małych, świńskich pęcherzach nadało trunkowi niezwykle wyraźnego zapachu.
Sprzedawane pod marką Zbawiciel (9 na 10 osób pijących je po raz pierwszy wykrzyknęło "Je-e-ezu Chry-y-yste!").
Trzymać z dala od otwartego ognia.
BUTELKOWANE PRZEZ SZALONEGO NAUKOWCA DLA ZABAWY
18% Alkoholu
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą